Bieszczady najpiękniejsze jesienią

2007-05-22 5:35

Bieszczady najpiękniejsze są jesienią. Nie ma innych tak kolorowych gór. Dlaczego? To wszystko przez buki. Jesienią ich liście żółkną, czerwienieją, brązowieją...  Nad nimi rude trawy połonin. Cały świat w ciepłych, jesiennych tonacjach. Rano nieco przymglony, potem podświetlony delikatnym wrześniowym słońcem.

Bieszczady najpiękniejsze jesienią
Autor: Thinkstockphotos.com

W Bieszczady jedziemy przede wszystkim po widoki. Najpiękniejsze znajdziemy w paśmie połonin. Wystarczy wyjść ponad górną granicę lasu, tu stosunkowo nisko  – na wysokości ok. 1100-1200 m npm. Przy dobrej pogodzie zobaczymy ukraińskie Gorgany, Czarnohorę, a z drugiej strony nawet Tatry.

W świecie połonin

Na bazę wypadową do tej części gór najlepiej wybrać okolice Wetliny i Ustrzyk Górnych, a najlepiej najpierw jedną z tych miejscowości, potem drugą. Z Wetliny zdobędziemy szczyty Wielkiej i Małej Rawki, Połoniny Wetlińskiej i Smereka, z Ustrzyk Połoninę Caryńską i najwyższe bieszczadzkie szczyty po stronie polskiej - Tarnicę (1346 m), Halicz, Krzemień, Bukowe Berdo....
Od kilku lat powstają tu ścieżki przyrodniczo-historyczne. Prowadzą z reguły trasami szlaków turystycznych, a w terenie numerkami oznaczono miejsca, gdzie warto zwrócić uwagę na szczególnie ciekawe zjawiska przyrodnicze i nieliczne pamiątki z przeszłości. Do każdej ścieżki wydrukowano książeczkę opowiadającą o ciekawostkach, których bez tej pomocy moglibyśmy nie zauważyć. Warto kupić przynajmniej niektóre z nich. Nie wszystkie, bo informacje przyrodnicze trochę się powtarzają. Książeczki kosztują od 70 gr do 6 zł, a cena wcale nie zależy od grubości publikacji, a od natężenie ruchu turystycznego na szlaku. Najdroższa jest „Połonina Caryńska”, najtańsza - -„Dolina górnego Sanu”. Kupimy je w bramkach do parku ( za wstęp dorośli muszą zapłacić 4 zł dziennie, młodzież 2 zł. Można też kupić czterodniowy karnet, który będzie kosztował tyle, co trzy pojedyncze bilety).

Warto wiedzieć

Znaczna, i to wyższa, część Bieszczadów znajduje się już za ukraińską granicą (kulminacja na szczycie Pikuj – 1409 m), a niewielki ich skrawek należy do Słowacji. Trzy granice zbiegają się na szczycie Kremenarosa zwanego też Krzemieńcem (1221 m). Granice, choć przeszkadzają turystom (nie ma tu przejść, na Ukrainę najbliżej przez Krościenko koło Ustrzyk Dolnych, na Słowację przez przejście turystyczne w Roztokach Górnych koło Cisnej)  nie przeszkadzają w ochronie przyrody. Od 1992 roku jest tu Międzynarodowy Rezerwat Biosfery UNESCO „Karpaty Wschodnie”. Jego część stanowi nasz Bieszczadzki Park Narodowy, który - jako jedyny w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej - może pochwalić się prestiżowym certyfikatem PAN-Parks (Protected Area Network – Sieć Obszarów Chronionych).

Do samego końca

No właśnie: dolina górnego Sanu. Ścieżka dydaktyczna prowadzi z parkingu w Bukowcu (wjazd ze Stuposian przez Muczne) do najbardziej na południe wysuniętego punktu Polski -  źródeł Sanu nieopodal przełęczy Użockiej. Warto skorzystać z tej propozycji. Ścieżką pójdziemy wzdłuż ukraińskiej granicy przez tereny, które dla całych pokoleń bieszczadzkich turystów nie były dostępne, przynajmniej oficjalnie. Byli i kiedyś śmiałkowie, którzy zapuszczali się na dziko do Grobu Hrabiny. Przez krzaki przedzierali się by zobaczyć miejsce po wsi Sianki (przed wojną kwitnący kurorcik z pensjonatami, restauracjami, kortami tenisowymi a nawet skocznią narciarską i torem saneczkowym), cerkwisko w Beniowej czy jary potoku o wdzięcznej nazwie Negrylów. Ryzykowali spotkanie z naszymi lub - co gorsza - radzieckimi pogranicznikami. Teraz na luzie: zostawiamy samochód na parkingu (innego dojazdu nie ma, chyba że rowerem) i wędrujemy przez około trzy godziny malowniczą, dziką doliną nad niewielkim potoczkiem, który dopiero kilkadziesiąt kilometrów dalej będzie przypominał poważną rzekę  wyznaczającą granicę Bieszczadów - San.
Kto kiedyś umiał odnaleźć grób hrabiny, był kimś. Teraz doprowadzą nas do niego znaki. Kim była hrabina? Ot, jedną z wielu, właścicielką miejscowości Sianki. Dlaczego pielgrzymujemy do jej grobu? Bo to bez mała jedyny ślad cywilizacji, zmiecionej przez polsko-ukraińską wojnę, tuż po II światowej. O wsiach, których już nie ma, o przyrodzie, która zagospodarowała miejsca opuszczone przez ludzi, dowiemy się więcej ze wspomnianej broszurki.

I wreszcie inne Bieszczady

Może jeszcze bardziej kolorowe. Zalesione grzbiety na zachód i północ od połonin. Zalesione, choć nie pozbawione widoków. Na grzbietach pasm Wołosania, Łopiennika czy granicznego i pod szczytami najwyższych gór, znajdziemy rozległe polany. Panoramy stąd inne, choć nie mniej atrakcyjne. Na polanach spóźnione maliny, na krzakach jeszcze jagody, a sezon na jeżyny już w pełni. Grzybów moc. Trafiają się prawdziwki, trafiają zapomniane już w wielu rejonach Polski rydze. Zbierać można do woli. Tu jesteśmy poza parkiem narodowym. Możemy chodzić po chaszczach, zwierzęcymi ścieżkami, odkrywając miejsca, w których nikt nie był od lat.  Możemy pokusić się nawet o biwak na dziko... Albo zanocować w gospodarstwach agroturystycznych w Cisnej, Komańczy, we wsiach wokół Baligrodu, albo nad Zalewem Solińskim.
I nie spotkamy wielu wędrowców. Zwłaszcza teraz, po sezonie.

Gdzie mieszkać?

A to zależy od upodobań. Ja uważam, że na Bieszczady najlepszy jest namiot. W parku narodowym i okolicy nie można co prawda nocować na dziko, ale jest tu doskonała sieć pól namiotowych - od standardu prawie leśnego (jak np. w Bereżkach) do prawie kempingowego - z prysznicami jak należy - w Wetlinie i Ustrzykach. Ale jeśli ktoś
woli bardziej komfortowe warunki, bez trudu znajdzie miejsca w kwaterach prywatnych zwanych teraz gospodarstwami agroturystycznymi, schroniskach, domach wycieczkowych. Trudniej na razie o bardzo wysoki standard hotelowy w tej okolicy, ale i to się znajdzie. O noclegi warto pytać w informacjach turystycznych w Lesku i Ustrzykach Dolnych i Cisnej.