Jak zdobywałam bułgarską górę Wichren

2008-07-16 5:54

Ze szczytu roztacza się fantastyczny widok: Kutelo, Grań Konczeto, Todorin Wrych, Jeziorka Wałahińskie, a w dole miasteczko Bansko...

Jak zdobywałam bułgarską górę Wichren
Autor: thinkstockphotos.com


Na polu biwakowym w pobliżu schroniska Bynderica ruch zaczyna się wcześnie rano. Jest strasznie zimno, bo jesteśmy na wysokości 1810 metrów, do tego w głębokiej, górskiej dolinie. Zanim zajrzy tu słońce, upłynie jeszcze kilka godzin.

Ale wstać, zjeść śniadanie i ruszyć w góry trzeba już teraz. Pogoda od kilku dni jest niezmienna: rano bezchmurne niebo, około południa zaczynają się zbierać chmury i zasnuwają szczyt Wichrenu (2014 m n.p.m.), najwyższego w całym paśmie, drugiego w Bułgarii (wyższa jest tylko Musała w Rile). Straszą deszczem, ale nie pada. Przed wieczorem znów się rozpogodzi, ale wtedy powinniśmy być z powrotem na biwaku. Musimy się więc spieszyć, by stanąć na szczycie, zanim nadciągną chmury. Bo widok z Wichrenu jest przecudnej urody.

W porannej krzątaninie

Budzi się cała biwakowa społeczność. Wszyscy warzą poranną herbatę. Na śniadanie w tutejszym barku (bo jest taki) nie ma co liczyć - jeszcze za wcześnie. Dymią kuchenki, każdy szykuje się na swój sposób.
Bułgarzy idą na lekko. Krótkie spodenki, podkoszulka, kanapka do kieszeni. Nie niosą nic. Wbiegną na swoją wielką górę. Na podejściu zdejmą podkoszulkę, założą ją na szczycie. Wczesnym popołudniem będą z powrotem.
Grupa młodych Polaków, obóz pod opieką księdza, upycha wielkie wory. Zwijają namioty i cały dobytek. Dziś spali tu, jutro zabiwakują gdzieś dalej. Gdzie? Pewnie przy schronisku Demianica. Niestety w Pirynie na dziko biwakować nie wolno. To park narodowy, a strażnicy czyhają na takich, co łamią przepisy. Kary są wysokie.
Dwójka Niemców - on i ona - pakują niewielkie plecaki. Sprawdzają ich wagę, coś wyjmują, coś dokładają i ruszają niespiesznie pod górę. Dogonimy ich potem na szlaku.

Warto wiedzieć

Pieniądze

Bułgarską walutą są lewa. 1 lewa = ok. 1,8 zł. Trzeba mieć przy sobie gotówkę. W miastach, nawet niewielkich, są bankomaty, kartą można płacić w dużych sklepach, hotelach, restauracjach. Nie licz jednak, że zapłacisz kartą za nocleg w schronisku, albo za zakupy w wiejskim sklepie.

Noclegi

Za czteroosobowy pokój w przyzwoitym hotelu (ale nie gwiazdkowym) zapłacimy od około 70-80 lewa za noc. Tyle samo za wolnostojący bungalow.W schroniskach ceny są bardzo różne, zależą od ich standardu. Należy założyć, że za noc zapłacimy od 10 do 20 lewa od osoby w pokoju wieloosobowym.
Ceny na kempingach i polach namiotowych nie są jednolite. My płaciliśmy od 5 do 20 lewa za namiot, albo na przykład 3 lewa od osoby. Nie spodziewajmy się wysokiego standardu, nawet jeśli na polu namiotowym będzie toaleta i prysznic, nie znaczy to wcale, że da się tam wejść.

Biwak na dziko

Poza terenami parków narodowych i rezerwatów przyrody można w Bułgarii biwakować na dziko. Tak postępuje zresztą wielu miejscowych turystów.

Jedzenie

W miejscowościach turystycznych jest sporo knajpek serwujących dobrą regionalną kuchnię. Poza wybrzeżem porządny obiad zjemy mniej więcej za połowę polskiej ceny. Ceny produktów spożywczych w sklepach są tylko nieco niższe niż w Polsce.

Czeski wynalazek

Czesi... Czesi zasługują na odrębną opowieść. Ci to mają patent na chodzenie po górach. Zajechali na pole biwakowe autobusem. Wyjęli z luków namioty, śpiwory i poszli spać. Rano, pod autobusem rozstawili kuchnię: butle z gazem, gary, menażki, całe gospodarstwo. Zjedli, wrzucili rzeczy do luku. Zbierają się na wycieczkę. Jest ich chyba ze dwudziestka. Nie idą jednak razem: dwójkami, trójkami ruszają w drogę. Podobno skrzykują się, wynajmują autobus i jadą... Czasem robią tak za pośrednictwem klubu turystycznego, czasem umawiają się w gronie znajomych. Może to sposób na tanie podróżowanie?

Tysiąc sto metrów pod górę

Ruszamy wreszcie i my. Ani na lekko, ani na ciężko. Dobytek zostawiliśmy na biwaku, ale każdy ma w plecaku i polar (gdyby było zimno), i kurtkę (gdyby jednak postanowiło padać), i trochę prowiantu (wiadomo, jeść trzeba) i wodę (w wyższych partiach Pirynu o nią nie jest łatwo).
Zaczynamy podejście. Zrazu idziemy przez las, potem drzewa rzedną, rosną tylko pojedyncze, wysmagane przez wiatr. Takie, ni to sosny, ni to pinie. Malowniczo wyglądają na tle białych skał i błękitnego nieba. Niewielki pas kosówki, a potem zaczyna się pustka. Coraz mniej trawy, coraz więcej skały. Gdzieś w dali biały, marmurowy trójkąt Wichrenu.

Na skalmnej pustyni

Wchodzimy do Kotła Kazana. Pusto tu i surowo. Do białych skał można się przyzwyczaić, ale ogromna połać śniegu (w końcu to południe Bułgarii, a słońce nawet na tej wysokości przygrzewa mocno) robi wrażenie. Na jej skraj zeszlo dwoje ludzi. Wyglądają jak dwa małe punkty na szaroburym tle. Wokół gołoborza ogromnego kotła polodowcowego. Wśród kamieni ukryty jest schron. Niewielki, zmieści się tu zaledwie kilka osób. Można z niego korzystać tylko w nagłych wypadkach. W kotle wyprzedzamy naszych Niemców. Nas mijają biegający na lekko Bułgarzy. Cel naszej wędrówki już blisko.

Na najpiękniejszej górze

Na szczycie, który z daleka wydaje się być piramidą jest całkiem sporo miejsca. Wokół kamiennego obelisku gromadzą się dzisiejsi zdobywcy. Nie jest ich na raz zbyt wielu. Bułgarzy w podkoszulkach zbiegają szybko na dół. Ale pod obeliskiem rozsiadła się rodzina. Piją piwo, puszkę rzucają między kamienie. Taki obyczaj...
Ze szczytu roztacza się fantastyczny widok: Kutelo, Grań Konczeto, Todorin Wrych, Jeziorka Wałahińskie, a w dole miasteczko Bansko... Zmyślam, przepisałam z przewodnika. Tak naprawdę wyszliśmy za póżno. Chmury, które musiały przyjść, złapały nas na ostatnim podejściu. Nie było nic widać.

Kamienie na łące

Zejście - jak zwykle - długie i męczące. Podeszliśmy ponad tysiąc metrów, tyle samo trzeba zejść. Kiedy na chwilę wiatr rozwieje chmury pokazują się poszarpane szczyty głównej grani Pirynu. Na krótkich, wygryzionych przez owce łakach widać ogromne napisy. To też miejscowy obyczaj: układanie na trawie z kamieni podpisów przez tych, co tędy przeszli. Czasem to imię, czasem nazwa miejscowości, czasem jakieś hasło. Nie zdobi to gór, ale dodaje im specyficznego kolorytu. No cóż, może to lepsze, niż wyżynanie nożem w pniu drzewa: tu byłem....